22 sierpnia, 2013

Wiejski weekend i Kotowe przeznaczenie.

Ostatnio kilka dni spędziliśmy u rodziców. Gandalfowy ucieszył się na samo wspomnienie o wyjeździe, jednak jak zobaczył transporter pyszczek mu ociupinkę zbladł- kilka godzin w pociągu to w końcu nic miłego ale wielki ogród mu to szybko wynagrodził ;) Pierwsze co po przyjeździe to mega galop w kierunku drzwi balkonowych i wielki Miauk, że on chce wyjść :D Nieważne jedzenie, woda, Ba! Kuweta nawet nieistotna- jest tylko TRAWA i klapki na oczach. Nie można powiedzieć- to duża odskocznia od mieszkaniowego balkonu. Ja też nie narzekam bo mogę się spokojnie wyspać gdy Kotowy wraca wymęczony wieczorem do domu i pada jak Kawka po przejściu przez próg. Spokój do 5 rano ;) bo Potem obowiązkiem jest go wypuścić na poranne zwiady, więc wpółprzytomnie trzeba przejść przez cały dom, nałożyć mu szelki na grzbiet i pozwolić mu na wojaże ;) Nic dziwnego, że potem wraca i do 14-tej śpi, zakopany gdzieś, w jakimś kącie domu. Jednak w ten weekend było inaczej.. tym razem nie pojawił się do godziny 19. Na początku, spokojna, pewna, że siedzi pod którymś z łóżek zaczęłam przeszukiwać kąty, nie doszło do odkrycia czarnego ogona, więc przeniosłam się na dwór- nic. Zdesperowana poszłam do piwnicy- nie lada wyzwanie dlatego Gandalfowy nie ma tam wstępu. Po godzinie, poszukiwania wzbogaciły się o latarkę. Jeszcze na złość akurat rodzice gościli przyjaciół- od "miotu Kotowego"- od nich Mamuśka dowiedziała się, że są na sprzedaż persowate kocięta i co się widzą pytają jak tam Gandalfowy się ma- więc przygotowana na chęć oględzin, wyczesałam go staranniej niż zawsze aby prezentował się znośnie, a on mi tu taki numer wycina.. I to pierwszy raz w swej rocznej egzystencji. Ale nic, stwierdziłam-trudno. Może polazł do sąsiadów albo jeszcze diabli wiedzą gdzie. Poddałam się, wściekła na Gandalfowego, w końcu gdyby mu było dobrze nie zwiałby nigdzie. Położyłam się spać, zrozpaczona, że mam "po kocie" aż coś mnie tknęło i uznałam że wyjdę jeszcze na zewnątrz, ciszej się zrobiło  bo goście przenieśli się na salony, więc pomyślałam, że może sam do mnie przyjdzie, po drodze jednak zdecydowałam się zahaczyć o piwnicę. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło, a zaraz potem wielka panika, gdy na nawoływania usłyszałam w odpowiedzi przeraźliwy, wystraszony i bolesny! Miauk. Mój wielki krzyk Tato!! i po chwili Kotowy siedział przerażony w moich ramionach- Kuźwa mechanik się jeden znalazł! Okazało się, że do kanału w garażu wpadł, nie wiem jakim cudem i siedział tam cały dzień. Nie ważne, że zaglądałam do niego, świeciłam latarką i wołałam go z 5 razy wcześniej w tym miejscu minimum- jemu się dobrze spało ! Dopiero jak się całkiem ciemno, głucho i głodno zrobiło przypomniał sobie, że istnieję i może fajnie byłoby wrócić na górę do pełnej miski. Nie dość, że mi stracha napędził to jeszcze sprezentował mi podwójną kąpiel bo jego futro- nie takie rzadkie, calutkie w oleju załatwił ;] Mało tego- musiałam go pokazać takiego usmarowanego gościom przez co został jednogłośnie ochrzczony mianem Mechanika, a do końca wieczoru pozostał źródłem żartów i co za tym idzie mnóstwa śmiechu.. I tak dziadyga odnalazł swoje Kotowe przeznaczenie- Mechanik pierwsza klasa, nie ma co! Szczęście w nieszczęściu, że nic sobie nie złamał bo z jego gracją różnie to mogłoby być, a gorszy od poszukiwań mógłby być tylko pobyt o pierwszej w nocy u weterynarza.. Więc koniec końców lepsze już żarty niż któraś, Kotowa, złamana łapka... prawda? :)


















P.S. Osiwieję przed trzydziestką.. Na bank!






6 komentarzy:

  1. A na zdjęciu to sama słodycz;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły numer Ci wywinął :)) ale najważniejsze, że się znalazł cały i zdrowy:) moje dwa kociate (Stefan i Lola :P) na szczęście siedzą cały czas w mieszkaniu, więc nie muszę się martwić, że zginą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie powiem, że nie ;) U rodziców nie ma opcji żeby siedział tylko w domu latem, ponieważ non stop ktoś wchodzi i wychodzi, tym razem ktoś nie zamknął drzwi do piwnicy co Gandalfowy skrzętnie wykorzystał ;) Duże te kociaki?? Zazdroszczę, że masz dwa :) Ja też bym chciała ale mój Mężczyzna nie lubi kotów, więc z Gandalfowym już łatwo nie jest :)

      Usuń
    2. Powiem szczerze, że oba kociaki były nieplanowane i adoptowane pod wpływem chwili :) Stefanek w sierpniu skończył 3 lata, a gdy do nas trafił (razem z bratem, który jest u mojej babci:) miał miesiąc. Z kolei Lolcia ma ok. 2 lat i jest u nas dopiero od niecałych dwóch tygodni. Szwendała się przez kilka dni po osiedlu, dzieciaki ją dokarmiały, a nam się jej szkoda zrobiło, więc wzięłyśmy ją z mamą z myślą, że znajdziemy jej dom. Ale Lolka tak podbiła serce mojej mamy, że raczej zostanie już u nas na stałe :) Planuję za kilka miesięcy wyprowadzić się z domu, wtedy zabiorę ze sobą Stefka, a Lola zostanie no i tak każda będzie miała po jednym kociaku :))

      Usuń
    3. To super :) Tylko jak się wyprowadzisz, kociaki będą musiały się przyzwyczaić do tego, że już nie mają siebie nawzajem :) Trochę czasu pewnie im to zajmie :) Przygarnęłam w podobny sposób jak ty Lolcię suczkę i teraz mieszka z rodzicami. Zastanawiałam się również przed Gandalfowym czy nie zaadoptować jakiegoś kota ze schroniska ale że debiutowałam dopiero w roli kociary i zielonego pojęcia o nich wówczas nie miałam to stwierdziłam, że nie mam warunków mieszkaniowych aby wziąć zwierzaka, którego charakteru nie będę znała i dlatego stanęło na rasowcu, teraz wiem, że to co piszą o nich w ineternecie, nie zawsze się sprawdza czego dowodem jest mój Łobuziak. Ale teraz i tak za nic w świecie nie zamieniłabym go już na innego, przykładnego osobnika jego gatunku ;)Jest i koniec :)

      Usuń

Z każdą nową wypowiedzią jest nam coraz milej :)